[26] Recenzja "Czy wspominałem, że Cię potrzebuję" Estelle Maskame

19 | dodaj
Tytuł oryginalny: "Did I Mention I Need You?"
Autor: Estelle Maskame
Wydawca: Feeria young
Data premiery: 2016-03-02
Ilość stron: 360
Tłumaczenie: Anna Dobrzańska





  Zacznijmy od tego, że spodziewałam się gorszej kontynuacji. Czytałam kilka opinii i wychodziło na to, że pierwsza część była lepsza, zaś ja odbieram to nieco inaczej. Według mnie obie części są bardzo porównywalne, jednak druga wznosi się trochę wyżej. Dlaczego? Zapraszam do recenzji. :)
  Eden Munro czekała na tą chwilę prawie cały rok. Dokładnie 359 dni. Miała wreszcie spotkać się ze swoim przybranym bratem. Z jedyną osobą, do której żywiła uczucia, choć nie powinna. Do Tyler'a, który jest najlepszym przyjacielem jej chłopaka Dean'a. Tyler mieszka teraz w Nowym Jorku, gdzie opowiada innym o swoich problemach kiedy był dzieckiem. O tym jak ojciec znęcał się nad nim, bo musiał na kimś wyładować swój gniew. Eden spędzi z nim pełne sześć tygodni. Obawia się, że uczucia, które przez ostatnie lata próbowała maskować odżyją z podwójną siłą i zdwojoną mocą. Nie chce być nieuczciwa wobec Dean'a, ale czy warto zrezygnować z miłości przez niezadowolenie innych? Czemu ktoś inny ma dyktować nam warunki w kim możemy się zakochać, a w kim nie? Miłością nie rządzą żadne prawa, nie można zmusić kogoś do kochania, ani nie można kogoś zmusić by przestał kogoś kochać. Eden wkrótce się o tym dowie.  
Tak to już jest z odległością: albo sprawia, że oddalasz się od kogoś, albo uświadamia ci, jak bardzo go potrzebujesz.
 Mimo, że kocham całym sercem Kalifornię i Los Angeles, to nie było mi przykro, że musimy przenieść się na drugi brzeg. Pierwszym powodem jest to, iż przenosimy się do miasta, które każdy chciałby zobaczyć. Drugim są opisy. Estelle ma w sobie coś takiego, że nawet jakby opisywała najgorszą, zatęchłą dziurę w samym sercu Polski to i tak pokochałabym to miejsce. To w jaki sposób ona opisuje Nowy Jork, opowiada o nim jest niesamowite. W głowie moja wyobraźnia nie mogła nadążyć z pojmowaniem całego tego zgiełku i drapaczy chmur zapełniających miasto. Kolejną sprawą jest język. Nie zmienił się zbytnio od ostatniej książki, myślę, że bardziej zmieniła się główna bohaterka, ale do tego wrócę później. Wszystko widzimy oczami nastolatki, więc język jest zrozumiały i nie mamy tu żadnej podniosłości czy patosu. Fabuła przenosiła w różne miejsca, dzięki czemu mogłam spokojnie podziwiać Nowy Jork w całej okazałości, od stacji metra po Times Square przez Empire State Building. Wschodnie wybrzeże okazało się naprawdę interesujące. Mogłam pierwszy raz dowiedzieć się na czym dokładnie polega gra w baseball, zobaczyć (oczami wyobraźni) mecz oraz odwiedzić sławny Central Park, nazwany rajem dla biegaczy! Chętnie bym tam sama pobiegała. Co do naszej dwójki głównych bohaterów. Eden przeszła przemianę w tej książce, jednak nie była ona jakaś wielka, ponieważ już pod koniec pierwszej części stała się bardziej asertywna i pewna siebie. Co mnie bardzo rozśmieszyło na początku tej książki,
to jej desperacja. Gdybyście przeczytali jej myśli, to co powiedziała... myślałam, że pęknę ze śmiechu. Oprócz kilku incydentów była wciąż tą Eden jaką zapamiętałam z poprzedniej części. Największą przemianę przeszedł natomiast Tyler. Jak w "Czy wspominałam, że Cię kocham?" skłonna byłam kibicować Dean'owi, tak w tej moje serce całkowicie podbił Tyler, oczywiście do czasu. Przestał się już zachowywać jak mały gówniarz obrażony na cały świat przez to co go spotkało. Stał się bardziej dojrzały i zaczął zachowywać się zgodnie ze swoim wiekiem.


  Podsumowując kontynuacja "Czy wspominałem, że Cię potrzebuję?" jest bardzo dobrą książką, z kilkoma potknięciami i bardzo dobrze dopracowaną fabułą. Polecam ją każdemu miłośnikowi młodzieżówek, nastoletniej miłości i dla osób, które marzą aby oderwać się na chwilę od fantastyki.
Ocena: 8/10

Seria DIMILY
"Czy wspominałam, że Cię kocham?" | "Czy wspominałem, że Cię potrzebuję?" | "Did I mention I miss you?"

Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Wydawnictwu Feeria young! :)

[25] Recenzja "Teraz albo nigdy" Sarah Dessen

13 | dodaj
Tytuł oryginalny: "The Truth About Forever"
Autor: Sarah Dessen

Wydawca: HarperCollins Polska
Data premiery: 2016-05-18
Ilość stron: 384
Tłumaczenie: Maria Zawadzka




  Tak całkiem szczerze to na początku nie spodziewałam się jakiejś wybitnej książki, powieści, którą zapamiętam na długo. Liczyłam na lekką historię na jeden, może dwa wieczory. Nigdy nie oceniajmy książki po okładce (po opisie też nie).
  Macy niedawno zmarł ojciec. Strata, ból, żałoba. Jej jednak przydarzyło się coś gorszego. Ona widziała jak ten ojciec umiera. Widziała jak przypadkowy mężczyzna próbuje go reanimować i widziała jak się poddaje. Dlatego ona stwierdziła, że też to zrobi. Jednak nie przeżywała żałoby jak inni, łkając całymi dniami i ze śmiechem wspominając z mamą najpiękniejsze momenty z życia. Macy musiała być idealna. Miała chłopaka, który był idealny pod każdym względem. Chciała do niego pasować. Musiała także wesprzeć matkę, która po stracie męża zamknęła się tylko na pracę. Kiedy Jason, chłopak Macy wyjeżdża na Obóz Mózgowców, ona sama zaczyna pracę w bibliotece. Jednak kiedy na jednym z przyjęć swojej matki spotyka ciężarną Delię, najwolniejszego człowieka na świecie, czyli Monicę, Berta, który przy pierwszym spotkaniu podniósł jej ciśnienie do granic oraz przystojnego Wesa, nie zmienia się nic od razu. Mimo to w jej głowie wszystko zaczyna wracać do normy, zaczyna chcieć być szczęśliwa. Praca w obsłudze cateringowej miała być tylko dorywcza, wkrótce jednak to tam odkryje co straciła przez ostatni rok.
  Jak tylko na okładce przeczytałam słowa "przystojny Wes", bałam się, że będzie to kolejna młodzieżówka typu: dziewczyna - szara myszka i chłopak - superprzystojny bad boy. Na szczęście myliłam się. Macy jest dziewczyną zamkniętą w sobie, nieśmiałą i niepewną, jednak na przestrzeni kart powieści obserwujemy jej znaczącą zmianę. Po pierwsza zaczyna zauważać to, że ona też może poczuć się szczęśliwa. Monotonia i wszystko poukładane według listy zawsze były jej motywem przewodnim w życiu od śmierci ojca. Starała się wspierać matkę, jednak robiąc to w zupełnie inny sposób niż można by było oczekiwać. Ona po prostu nie wchodziła jej w drogę i próbowała być idealna. No i znowu to słowo. Można powiedzieć, że nasza bohaterka ciągle dąży do perfekcji. Najlepsze oceny, idealny przedziałek i nienaganne maniery. Stała się po prostu chodzącym robotem. Moja mama zawsze powtarza, że ideały są nudne, bo to prawda. Gdyby wszystko nam się układało i nic by nas nie zaskakiwało, wiedzielibyśmy co robić i co trzeba zrobić to przeżylibyśmy całe życie nie doznając wielu wspaniałych chwil. Macy powoli zdaje sobie sprawę z tego ile ją ominęło, powoli zaczyna wierzyć, że jej życie wcale nie musi układać się w określonym porządku. Zaczyna improwizować.
  Fabuła skupia się głównie na naszej Macy, jednak warto również wspomnieć o dwóch bohaterach, którzy mnie urzekli, czyli Wesie i Kristy. Wes jest zabójczo przystojny, świetnie ułożony i niesamowicie utalentowany, a do tego jaki skromny! Ideał? Ha! Nie będę Wam spojlerować, ale dowiecie się, że jego przeszłość wcale usłana różami nie była. Przejdźmy jednak do Kristy, która była moją ulubioną bohaterką. Pozytywna, pewna siebie, sarkastyczna z mnóstwem niewykorzystanej energii i... mnóstwem blizn, które obsypują jej twarz. Obsypują, bo wcale jej nie szpecą. Kristy mimo tragedii jaka ją spotkała jest pełną optymizmu, cieszącą się życiem nastolatką. Najbardziej denerwuje ją udawanie innych, że wcale nie widzą jej blizn. Ona wcale się ich nie wstydzi, dlatego dzięki jej uosobieniu już w pewnym momencie przestałam ją sobie wyobrażać z okaleczoną twarzą.
  Czcionka książki jest duża, a czyta się ją szybko. Może niektórzy nie mają nad nią głębszych refleksji, ale ja czytając zauważyłam, ze też lubię mieć wszystko według planu, robić wszystko po kolei, w porządku. Miałam wrażenie jakby coś mnie omijało, a przecież też nie zamykam się w sobie, nie staram się wycofać ze świata, ale nigdy nie wyobrażałam sobie, żeby zrobić coś tak spontanicznie, zwykle wszystko jest zaplanowane. Książka ta dała mi wiele do myślenia, dzięki czemu postaram bardziej stać się otwartą na różne niespodzianki.
Ocena: 8/10

"Wieczność oznacza tak wiele różnych rzeczy. Nieustannie się zmienia, i o to chodzi. Czasem trwa dwadzieścia minut, czasem sto lat, a innym razem po prostu tę jedną chwilę, która mogłaby się ciągnąć w nieskończoność. W wieczności ważne jest tylko to, że trwa."

Dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska za danie mi możliwości przeczytania tej powieści! :)


[24] Recenzja "Korony" Kiery Cass

21 | dodaj
Tytuł oryginalny: "Crown"
Autor: Kiera Cass

Wydawca: Jaguar
Data premiery: 2016-05-18
Ilość stron: 304
Tłumaczenie: Małgorzata Kaczarowska




  Zdaje się, że to ostatnia część serii Selekcja. Choć możemy jeszcze oczekiwać, że Kiera Cass nas czymś zaskoczy. Dzisiaj jednak postanówmy, że Korona kończy serię. Nie mogłam się doczekać kiedy się za nią zabiorę, więc zaraz po premierze dorwałam ją i skończyłam. Mam przeczucie, że końcówka zostawia pewien niedosyt, ale do tego przejdę na końcu.
  Eadlyn ma na głowie państwo, kandydatów, z których każdy walczy o tytuł jej męża, matkę, która przeszła zawał serca i nie wiadomo czy się wybudzi oraz ucieczkę brata do ukochanej. Można by powiedzieć, że normalny człowiek powinien załamać się psychicznie, jednak nasza księżniczka została odpowiednio przeszkolona i wychowana by radzić sobie w skrajnych sytuacjach. Mimo to nadal pozostaje jeden problem. Musi wybrać partnera, ale jej serce nie zabiło jeszcze wystarczająco mocno dla żadnego z nich.
Może to nie pierwsze pocałunki powinny być takie szczególne, tylko ostatnie.
  Bardzo podobała mi się ta książka i chciałabym ocenić ją w sposób obiektywny, na taki jaki zasługuje, ale nie potrafię. Po przeczytaniu mojej cegiełki "Pani Noc" czuję jakby nic się w tej książce nie zdarzyło, a tak naprawdę wydarzyło tak dużo, że zastanawiam się jak zostało to tak zgrabnie zamknięte w tej ledwie trzysta stronnicowej książce. Wszystkie rozpoczęte wątki i wydające się właściwe wybory zostały obrócone o sto osiemdziesiąt stopni. Fabuła książki rozgrywa się tylko w pałacu, więc znów trafiamy na wielkie bankiety, wspaniałe przyjęcia, spotykamy pokojówki krzątające się w pokojach oraz kamerdynerów zanoszących tace z potrawami o nazwach, których nie jesteśmy nawet w stanie wymówić.

  Uwielbiam powracać do Illei i każdy powrót wspominam dobrze. Tak było i tym razem. Cała seria jest niezaprzeczalnie niezwykle  ciepła i intrygująca. Mówi się, że z księżniczek się wyrasta. Wcale nie! Dla mnie wkroczenie w tym wieku do pałacu pełnego przepychu i elegancji było cudowne i inspirujące. Bo pomimo braku talentu plastycznego bardzo chciałam namalować suknie jakie nosiła Eadlyn. W głowie widziałam jak przed sztalugą, z wystawionym językiem maluję delikatne linie i kontrastowe krzykliwe fale. Oczami wyobraźni pociągałam pędzlem i nadawałam sukniom kolory godne miana królewskich. Język Kiery jest prosty i zrozumiały. Autorka nie bawi się w niepotrzebne długie opisy lub przeciągające się wywody głównej bohaterki. Opisuję rzeczy, na których tak naprawdę mi zależy tzn. bankiety, suknie, mężczyźni i ważne sytuacje. Nie skupia się na zbędnym wyszczególnianiu elementów dekoracji. Jest to opis, ale nie do przesady, nie ma również zastosowanych porównań homeryckich na trzy strony. Sama Eadlyn zmienia się w tej części. W poprzedniej mocno stąpająca po ziemi, władcza i lekko zrozumiała księżniczka teraz zachowuje się godnie na miano królowej. Staje się dojrzalsza i zaczyna dostrzegać swoich poddanych oraz zaczyna robić coś w kierunku takim aby ich warunki do życia się poprawiły. Jak w poprzedniej części byłam pewna kto zostanie jej mężem, tak w tej przez połowę książki autorka zaserwowała mi prawdziwy mętlik. Mimo, że i tak domyśliłam się zakończenia to nie jestem rozczarowana. Co do tego "niedosytu". Myślałam, że autorka jakoś lepiej zakończy tą serię. Nie było źle, ale to nie to na co liczyłam.
 
  Reasumując "Korona" to wspaniała choć według mnie gorsza od poprzedniczki kontynuacja serii Selekcja gdzie można poczuć się jak księżniczka, a jednocześnie śledzić losy Eadlyn w sprawach politycznych, rodzinnych i sercowych. Bo kto z nas nie marzy o prawdziwej miłości?
 Ocena: 7/10

ROZDANIE !

134 | dodaj

  Hej, dzisiaj przychodzę nie z recenzją, ani nie z tagiem, nie z pogadanką, ale z konkursem! Pierwszy konkurs, który postanowiłam zorganizować z okazji wybicia mi 100 czytelników! Jesteście cudowni, co prawda, dziękuję najbardziej tym, którzy czytają moje wypociny,  dziękuję za wszystko. W ramach podziękowania postanowiłam zorganizować dla Was konkurs, losowankę, w której możecie wygrać jedną książkę z tych trzech, które podałam! Nie brałam ich na chybił trafił tylko postanowiłam zrobić pewne kategorię. "Oddam ci słońce", czyli książka uwielbiana przez moją mamę. "Córka dymu i kości", czyli książka bardzo mało znana, ale wspaniała i warta wielkiego rozgłosu. "Pod kloszem", czyli książka, którą sama kiedyś wygrałam. Oczywiście egzemplarz, który wybierze zwycięzca będzie dodatkowo zakupiony. Oprócz tego stwierdziłam, że każdy będzie mógł sobie zapewnić, aż 3 losy. Pierwszy za wzięcie udziału, drugi za zaobserwowanie mojego instagrama, zaś trzeci za polubienie mojej strony na facebook'u, którą dopiero co założyłam. Stwierdziłam, że będzie to najlepszy sposób na komunikację z Wami oraz na bieżąco będziecie wiedzieli co czytam i takie tam. Rozdanie trwa od 20 maja do 13 czerwca do godziny 23.59.

  Aby wziąć udział należy:
- wybrać jedną z trzech książek,
- być obserwatorem mojego bloga, ponieważ robię to dla Was,
- udostępnić baner z konkursem u siebie na blogu lub na profilu google/facebook (publicznie),
- podać swój adres e-mail,
+ (na dodatkowe losy)
- polubić mój fanpage na facebooku klik -> Addicted to books
- zaobserwować mój profil na instagramie klik -> addictedtobooks9

Wzór zgłodzenia:
Wybieram (tytuł książki, którą chcecie)
Obserwuję jako 
Udostępniam baner (link)
Mój adres email
+ Lubię stronę na fb jako
+ Obserwuję na ig jako

baner

Regulamin rozdania:
1. Organizatorem rozdania jestem ja, Natalia Dzięgiel, autorka bloga book-world-come-in.blogspot.com.
2. Nagrodą w konkursie jest nowy egzemplarz jednej z trzech książek "Oddam ci słońce" Jandy Nelson, "Córka dymu i kości" Laini Taylor oraz "Pod kloszem" Meg Wolitzer.
3. Rozdanie trwa od 20.05.2016 r. do 13.06.2016 r. do godziny 23:59. Zgłoszenia, które pojawią się później, nie będą brane pod uwagę.
4. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest dołączenie do publicznych obserwatorów bloga books-world-come-in.blogspot.com
5. Należy umieścić baner konkursowy na swoim blogu lub udostępnić go na FB/Google+.
6. Uczestnikiem może być każdy, kto posiada adres korespondencyjny na terenie Polski.
7. Wygrywa jedna osoba, która zostanie wyłoniona na drodze losowania.
8. Wyniki konkursu zostaną opublikowane w osobnym poście, w ciągu 7 dni od daty zakończenia rozdania.
9. Jeśli zgłosi się mniej niż 20 osób - rozdanie zostanie anulowane.
10. Ze zwycięzcami skontaktuję się mailowo. W przypadku braku odpowiedzi w ciągu 5 dni, wylosuję inną osobę.
11. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr4, poz. 27 z późn. zm.).
12. Jako Organizatorka - zastrzegam sobie prawo wprowadzenia zmian w regulaminie w trakcie trwania konkursu.
13. Wzięcie udziału w konkursie jest równoznaczne z akceptacją regulaminu. 



  

[23] Recenzja "Pani Noc" Cassandra Clare

25 | dodaj
Tytuł oryginalny: "Lady Midnight"
Autor: Cassandra Clare
Wydawca: MAG
Data premiery: 2016-03-30
Ilość stron: 832
Tłumaczenie: Wojciech Szypuła i Małgorzata Strzelec




  Zacznijmy od tego, że czytałam tyle opinii, w których wszyscy mówili jak bardzo zawiedli się na Cassie. Teraz się zastanawiam: jak? Ja zdecydowanie nie należę do tej grupy. Uważam, że "Pani Noc" dorównuje "Darom Anioła", a nawet wolę ją. Wiem, że każdy może mieć inne zdanie, ale teraz zapraszam na moje przemyślenia!
  Minęło pięć lat. Piec lat od Mrocznej Wojny. Pięć lat odkąd rodzice Emmy zostali zamordowani. Pięć lat odkąd Mark został zabrany przez Dzikie Polowanie. Piec lat odkąd Helen jest uwięziona na wyspie Wrangla. Pięć lat odkąd Julian zastępuje swojemu rodzeństwu rodziców. Julian i Emma zostali swoimi parabatai. Są najlepszymi przyjaciółmi i nie wyobrażali sobie, że mogą się rozdzielić, więc chociaż Emma dostała propozycję szkolenia się w Akademii Nocnych Łowców, odmówiła. Niespodziewanie ktoś zaczyna zabijać Przyziemnych i Faerie, ciała są topione i mają na sobie narysowane dziwne znaki, które widniały też na rodzicach Emmy. Dziewczyna codziennie żyje chęcią zemsty, dlatego mimo ostrzeżeń swojej instruktorki Diany, pod nosem Clave chce rozwiązać tę sprawę. Nagle dostaje szansę, ale nie tylko ona. Wszyscy Blackthorn'owie otrzymują w pomocy do rozwiązania misji Marka, który jest kartą przetargową w zamian za mordercę. Niestety okazuje się, że u Faerie czas płynie inaczej i Mark nadal myśli, że jego bracia i siostry są mali. Dodatkowo Emma zaczyna odczuwać uczucia względem Juliana, których nie powinna, miłość parabatai jest zakazana, najstarsze i największe prawo. Dura lex, sed lex. Twarde prawo, ale prawo.

-Dlaczego ty nie masz chłopaka?
Malcolm zrobił zdziwioną minę.
-Dlatego że jestem hetero.
-No to dziewczyny, wszystko jedno.

   Obawiałam się lektury tej nowej części. Niektórzy twierdzili, że to już nie ta sama Clare, inni, że to wszystko dla pieniędzy. Trochę to przykre, ponieważ uważam, że Cassandra wykonała kawał dobrej roboty. Naprawdę. Wszystkie postacie dopracowane były pod każdym względem. Emma, dziewczyna, z którą nikt by nie chciał się zmierzyć. Kochająca swoją przyszywaną rodzinę bohaterka szukająca zemsty. Najbardziej na świecie boi się, że straci Juliana i jest gotowa wiele dla niego zrobić. Sam Julian jest moim nowym crushem. Opiekuńczy, odpowiedzialny i troskliwy starszy brat, któremu odebrane zostało dzieciństwo na rzecz stania się w przyspieszonym tempie dorosłym wychowującym czwórkę rodzeństwa. Świetny Nocny Łowca, który nie zawahałby się stanąć przed członkami rodziny oraz przyjaciółmi, aby ochronić ich własną piersią. Miał momenty, w których myślałam: "hej, Julian! wszystko okej?", ale jednak tą osobą, na której najbardziej się zawiodłam była Emma. Nie to żebym jej nie lubiła, była stanowcza, asertywna i buntownicza, ale zepsuła wszystko w kilku zdaniach. Mam nadzieję, że w następnych książkach wszystko to zostanie naprostowane. Chciałbym wspomnieć jeszcze o moim crushu mniejszym, ale też, czyli Marku. Na początku sposób w jaki oskarżał o wszystko Julesa był irytujący, nieznośny i niesprawiedliwy. Nie miał prawa go osądzać, zwłaszcza, że Julian poświęcił się dla rodziny. Jednak potem nasz bohater zmienił się i ta zmiana na tyle mnie zaintrygowała, że... rozkochał mnie w sobie? Można tak powiedzieć? W każdym razie uwielbiam go, mimo tego, że jest denerwujący, ponieważ pokazał to, jaka w jego żyłach płynie krew naprawdę.
  Co do samej powieści. Uwielbiam to jak mogłam wskoczyć ponownie do świata magii, aniołów i demonów. Bałam się ile mi zajmie czasu czytanie tej cegły, ale na szczęście pani Clare ma w sobie coś takiego, że mimo, iż bardzo, ale to bardzo chciała się oderwać od tej książki, po prostu nie dałam rady. W rezultacie pochłonęłam ją w trzy dni. Chciałbym jeszcze wspomnieć o jednej rzeczy, za którą kocham Cassie. Macie czasami takie uczucie, że kiedy czytacie przygody bohatera to czujecie i jest to zupełnie autentyczne, że jego emocje przelewają się na Was? Bo ja nie mam tak często. Kiedy bohaterka odczuwa nieposkromioną złość jakimś zdarzeniem, czujecie jakby ona Was ogarniała, kiedy dzieje się coś żenującego taki ciasny supeł oplata Wasz żołądek. Już nie wspominając o momentach, w których płaczecie bardziej niż sam bohater. Według mnie to nazywa się talent i coś takiego nie posiada każdy pisarz. Coś takiego, co wciąga nas do jego świata, żebyśmy wszystko przeżywali razem z nim. Gratuluję Cassandrze i czekam na kolejne tomy.
  Tak dodając tylko, myślę, że wydawnictwo powinno wydawać tak grube książki w twardej oprawie, ponieważ miękka jest zupełnie niepraktyczna i niewygodna w czytaniu.
Ocena: 9/10

[22] Recenzja "Czy wspominałam, że Cię kocham?" Estelle Maskame

33 | dodaj

Tytuł oryginalny: "Did I Mention I Love You?"
Autor: Estelle Maskame

Wydawca: Feeria young
Data premiery: 2015-10-21
Ilość stron: 403
Tłumaczenie: Anna Dobrzańska




  Książka, która krążyła wokół mnie od jakiegoś czasu i w końcu kiedy dostałam ją na urodziny od siostry od razu wzięłam się za czytanie. Wiedziałam czego się spodziewać po powieści tego typu. Nie dość, że pierwotnie fan ficiton to jeszcze opis tak przewidywalny. Jednak postanowiłam dać jej szansę. Dzięki Bogu, bo była świetna!

  Eden Munro ma szesnaście lat i niczym nie wyróżnia się na tle wielu nastolatek. Postanawia na całe wakacje wyjechać do ojca, który odezwał się do niej po trzech latach ciszy i chce odnowić kontakt. Sama Eden dziwi się sobie, że pozwala na ten masochizm, ale chce spróbować wznowić relacje z ojcem, bo mimo wszystko za nim tęskni. Okazuje się, że ma trzech przyrodnich braci z wcześniejszego związku jej macochy. Tylko ten najstarszy wzbudza jej niesmak i niechęć, ale jednocześnie ją intryguje. Bo Tyler posiada dwie maski oraz intensywnie zielone oczy. Zachowuje się jak dupek, pije i imprezuje, a Eden nigdy nie była dziewczyną tego typu. Poznaje nowych przyjaciół. Rachel staje się jej bratnią duszą po zostawieniu w Portland Amelii. Czy będzie potrafiła zburzyć mury innych, aby dowiedzieć się rzeczy, o których tylko czytała?

  Fabuła powieści jest przewidywalna. Nawet bardzo, ale dzięki lekkiemu stylowi pisania Estelle książka nie dłuży się ani nie nudzi. Język jakim się posługuje jest prosty i nieskomplikowany przez co czujemy, że czytamy myśli szesnastolatki, a nie poety z kilkunastoletnim stażem. Opisy są wyważone i nie tracimy czasu na czytanie 40 stronnicowego wywodu na temat tego jak to bohaterka jest biedna. Co prawda wspomina o tym, ale nie jest to ciągłe i nieznośne. Przechodząc do głównej bohaterki... Było ciężko ją polubić nie powiem, ponieważ przez połowę książki czytałam o zdezorientowanej ciepłej klusce, których jak wiecie nie znoszę. Eden była niezdecydowana i nieasertywna. Powstrzymywała się przed sarkastycznym komentarzem co według mnie wiele jej odejmuje. Na szczęście podczas czytania widzimy jej zmianę, staję się mniej podatna na decyzje innych, zaczyna mieć i mówić na głos własne zdanie. Oprócz tego pokazuje się z tej lekkomyślnej strony i chce pokazać, że nie jest do końca taka grzeczna i ułożona jaką widzą ją inni. Mimo, iż jest wykreowana na typową szarą myszkę to pod koniec zaczynałam ją lubić. Niestety wszystko prysło z jej decyzją, która ukazała się w ostatnim rozdziale. Byłam pewna, że to się stanie, ale nie wiedziałam, że aż tak się tym przyjmę.

Najlepsze w deszczu jest to, że można płakać do woli, a ludzie i tak pomyślą, że to krople ściekają ci po twarzy.

  Jej przyrodni brat był problemem. Od początku nie zdobył mojego serca jako irytujący dupek. Może już mi przeszło na "bad boy'ów". W większej części książki miałam ochotę go przynajmniej spoliczkować. Jednak jako postać był dość dobrze i realnie wykreowany. Autorka nie owijała w bawełnę. Mamy tu pokazany problem, z którym wiele osób się spotyka, ale niewiele się o tym mówi. Najbardziej jednak polubiłam postać Deana. Szkoda, że był bardzo rzadko, ponieważ jego towarzystwo wprowadzało niewymuszony uśmiech. Był bardzo pozytywny i patrzący na wszystko z wielkim uśmiechem, pełnym optymizmu. Powieść ta nie u wszystkich może zagnieździć się w głowie, jednak jest pozycją obowiązkową dla młodzieży i osób, które lubią chłopców typu Tyler. Gwarantuję Wam ciekawą fabułę z niebanalnymi bohaterami, mimo tego, że są czasami wkurzający. Książka nie należy do trudnych, ale omawia myślę, że w dużym skrócie (liczę na coś więcej w kolejnej części) trudny temat. Oprócz tego pokazanie Kalifornii w odsłonie tej książki, było
cudownym zabiegiem, pozwalającym utwierdzić mnie, że to jest stan najbardziej przeze mnie pożądany. Nie mogę się doczekać przeczytania kolejnej części, bo będzie miała miejsce w innym świetnym miejscu! Uważam, że jak na debiutancką powieść autorka wykonała kawał dobrej roboty i mam nadzieję, że kiedyś uslyszymy o niej więcej. 

Ocena: 8/10


[2] Recenzja "Kapitana Ameryki: Wojny Bohaterów"

19 | dodaj


Tytuł oryginalny: Captain America: Civil War
Reżyseria: Anthony Russo, Joe Russo
Scenariusz: Christopher Markus, Stephen McFeely
Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Produkcja: USA
Data premiery: 2016-05-06





 Moja pierwsza recenzja filmu spodobała się Wam, więc postanowiłam pisać je tak mniej więcej raz na miesiąc. Dzisiaj przychodzę do Was z filmem "Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów", na którym byłam w moje urodziny, czyli na premierze 6 maja. Cała recenzja będzie pozbawiona spojlerów z filmu, więc spokojnie można ją przeczytać. :)
 Akcja filmu rozgrywa się bezpośrednio po wydarzeniach z Avengers: Czas Ultrona i opiera się głównie na konflikcie między stroną Tony'ego Starka (Iron Man), który jest zwolennikiem wprowadzenia prawa dla Avengers, które będzie określało ich udział podczas misji oraz stroną Steve'a Rogersa (Kapitan Ameryka), który jest temu przeciwny. Po stronie Iron Mana staje: War Machine, Vision, Czarna Wdowa, Black Panthera oraz Spiderman, zaś po stronie Kapitana: Falcon, Scarlet Witch, Sokole Oko, Ant-Man oraz Bucky. Dawni przyjaciele teraz stoją po przeciwnych stronach ringu, a ty przez cały film zastanawiasz się czy tak naprawdę którakolwiek ze stron była słuszna?
 Nie będę ukrywać, że od samego, samiutkiego początku zawsze byłam, jestem i będę #TeamIronMan, dlatego moja recenzja może być lekko nagięta subiektywnie przez moje uczucia co do Tony'ego. Nie ukrywam też, że jestem chyba jedyną osobą na Marvelowskim świecie, która nie lubi Bucky'ego. Nie przekonuje mnie to jego "pranie mózgu", bo wcale niewinny nie był, nawet całkowicie trzeźwo myślący. Jednak wracając do filmu. Co mogę powiedzieć? Trochę się zawiodłam, bo myślałam, że inaczej się skończy, ale niestety. Fabuła filmu była momentami pogmatwana i skakała bardzo często z różnych miejsc i lat. Mimo to bardzo łatwo można było się w nim odnaleźć i natłok wszystkiego, głównie postaci nie był irytujący, a intrygujący, pozwalający coraz bardziej i z coraz większym napięciem wyczekiwać kolejnej sceny.
 Moje serce jak zwykle skradł Robert Downey Junior, grający Iron Mana. Mam wrażenie, że bez niego, mimo tylu wspaniałych aktorów i aktorek, ten film po prostu by nie wypalił. To właśnie on trzyma poziom i zwykle rozładowywuje atmosferę w najbardziej napiętych momentach. Napisałam zwykle. Tak. Ponieważ tym razem poznajemy tą nie tyle gorszą stronę Starka, co bardziej przygnębiającą, już na początek filmu czujemy gorycz podchodzącą do gardła, ale to na końcu na policzkach mamy gęste i duże łzy, wzrok utkwiony w ekranie i ciało wrośnięte w fotel kinowy. Te wszystkie emocje zawsze, w każdym filmie Tony dawał nam pozytywne, tym razem jednak przeżywamy cały ból z nim.
 Chris Evans, czyli nasz tytułowy Kapitan Ameryka, nie jest złym aktorem. Jest naprawdę świetny, bo jak można nazwać to jak potrafi wywołać u mnie złość, wściekłość i chęć rzucania w jego postać popcornem, podczas każdej sceny z nim! Jest okropny, egoistyczny i zapatrzony w siebie, w Bucky'ego, nie obchodzi go cierpienie innych, bo woli zadbać o własne siedzenie i siedzenie mordercy! Noo... i patrzcie znowu się wkurzyłam. Nie znaczy to jednak, ze aktor był zły, a wręcz przeciwnie, był fenomenalny skoro potrafił wywołać we mnie tak silne emocje.
 Bardzo chciałabym wspomnieć o trzech nowych aktorach, którzy dołączyli do naszej filmowej rodziny, czyli Black Panthera i grający go Chadwick Boseman, Spiderman (kolejny...), a wcielał się w niego tym razem Tom Holland oraz Agentka 13 i Emily VanCamp. Nie mogę się już doczekać osobnej części o Black Panthera, ponieważ już zdążyłam zakochać się w akcencie, w mimice i w całym aktorze oraz postaci, którą odgrywa. Był taki swobodny w tym jakby robił to od długiego czasu, chodzi mi o wcielenie się w postać. Okazało się, że tak naprawdę nie zabrakło nam humoru, ponieważ swoimi tekstami ratował nas nowy, jeszcze młodszy z jeszcze młodszą ciotką Spiderman. Mówię Wam w kolejnym filmie ciotka będzie młodsza od niego. Co do Agentki 13. Nienawidzę jej, nienawidzę jej z całego serca i cały film został dla mnie spisany na straty dzięki jednemu momentowi z nią w roli głównej, dziękujmy naszej pechowej 13.
 Ogólnie nie było tak źle, ponieważ na końcu ryczałam jak bóbr, ale liczyłam na więcej momentów Clintasha, czyli Natasha i Clint. Aktorzy wypadli cudownie (oprócz jednego osobnika), a fabuła była całkiem niezła. Dlatego z pewnością jestem w stanie polecić ten film każdemu fanu Marvela, ale także fanu science-fiction oraz akcji, ponieważ tu jej nie brakuje. Na koniec pragnę wspomnieć o tym, że nasi tłumacze radzą sobie gorzej niż nasz Tłumacz Google, który potrafi przetłumaczyć poprawnie Civil War. :)

Ocena: 8/10 #TEAMIRONMAN



[21] Recenzja "Drugiej rundy" Caren Lissner

21 | dodaj
Tytuł oryginalny: "Starting from Square Two"
Autor: Caren Lissner
Wydawca: HarperCollins Polska
Data premiery: 2016-04-13
Ilość stron: 352
Tłumaczenie: Anna Jęczmyk





Wyobraźmy sobie życie prawie idealne. Prawie, bo nic nie jest idealne. No, ale macie pracę, mieszkanie i kochającego męża. Główna bohaterka w wypadku samochodowym traci najukochańszą osobę. Mark był jej podporą, jej najlepszym przyjacielem i człowiekiem, z którym wyobrażała sobie spędzić całe życie. Wyobrażała sobie wspólne siedzenie w bujanym fotelu dookoła gromadki wnuków. Jak to jest zostać wdową w wieku dwudziestu dziewięciu lat? Gert wydawało się zawsze, że określenia "wdowa" używa się o kobietach starych, ale szczęśliwych, bo przeżyły ze swoimi mężami wiele cudownych lat. Gert miała ich zaledwie kilka. Nadal nie wie czy jest gotowa znów wrócić do randkowania. Hallie i Erika starają się jej przekazać najważniejsze zasady, ale one nie rozumieją jej. Czy Gert zdobędzie się na to i znów kogoś pokocha?


Ktoś powinien wymyślić pigułkę, po której przestajesz kochać ludzi, których nie możesz mieć, a zaczynasz interesować się tymi dostępnymi.

Bałam się przeczytać tą książkę, ale nie był to strach jak np. przy oglądaniu horroru, lecz taki, iż jestem mocno uprzedzona do obyczajówek. Na całe szczęście nie zawiodłam się. Książka nie była powieścią ani trudną ani ciężką, była dobra nawet bardzo. Podobało mi się to, że nie musiałam się przy niej wysilać. Bardzo miło spędziłam z nią kilka wieczorów. Fabuła skupiała się na przeżyciach i wspomnieniach głównej bohaterki, które przeplatały się z wątkami teraźniejszymi. Gert czasami odpływała kiedy jakaś rzecz kojarzyła się jej z Markiem. Muszę powiedzieć, że rozumiem jej stratę, niestety, ale rozumiem. Wiem jak to jest stracić bliską osobę, tyle tylko, że ja jestem osobą silną psychicznie, mocno stąpającą po ziemi. Co nie oznacza, że niektóre sytuacje przywołują wspomnienia. Nie jest to też książka gdzie smutna wdowa wylewa wielkie żale, ale bardziej tęsknota i poczucie winy z powodu tego, że Gert ktoś zaczyna się podobać. Najbardziej denerwujące okazały się postacie drugoplanowe, czyli Hallie i Erika, które zachowywały się niewłaściwie i najzwyczajniej infantylnie. Mimo to Todd swoim ciepłym usposobieniem ratuje przed odłożeniem powieści na bok. Polecam tą książkę osobą, które potrzebują czegoś lekkiego i niezobowiązującego na kilka wieczorów.
Ocena: 7/10

-Mam dwadzieścia dziewięć lat- powiedziała Erika.- To wręcz niezdrowo być tak długo bez mężczyzny. Moje ciało potrzebuje dotyku przedstawiciela płci przeciwnej.
-To zrób sobie leczenie kanałowe.

 Dziękuję Wydawnictwu HarperCollins za danie mi możliwości przeczytania tej powieści! :)

KWIETNIOWY WRAP UP, TBR NA MAJ + STOSIK

19 | dodaj
Ten miesiąc nie był nawet aż taki zły, w porównaniu do poprzedniego. Przeczytałam 6 książek i uważam, że to dobry wynik. Oprócz tego przybyło do mnie w tym miesiącu sporo nowych pozycji i chyba od nich bym zaczęła. Zaczynamy ! 















- "Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno" - Kirsty Moseley
- "Opowieści z Narnii. Lew, czarownica i stara szafa" - C. S. Lewis,
- "Opowieści z Narnii. Książę Kaspian" - C. S. Lewis,
- "Opowieści z Narnii. Podróż "Wędrowca do świtu"" - C. S. Lewis,
- "Opowieści z Narnii. Srebrne Krzesło" - C. S. Lewis,
- "Opowieści z Narnii. Koń i jego chłopiec" - C. S. Lewis,
- "Opowieści z Narnii. Siostrzeniec Czarodzieja" - C. S. Lewis,
- "Opowieści z Narnii. Ostatnia bitwa" - C. S. Lewis,
- "Pani Noc" - Cassandra Clare,
- "Złodziejka książek" - Marcus Zusak,
- "Niezbędnik obserwatorów gwiazd" - Matthew Quick,
- "Wybacz mi Leonardzie" - Matthew Quick,
- "Prawie jak gwiazda rocka" - Matthew Quick,
- "Druga runda" - Caren Lissner

Sporo książek przybyło mi w tym miesiącu, serię Opowieści z Narnii dostałam od koleżanki, Drugą rundę, Grimm City i Chłopaka dostałam od wydawnicw, zaś reszta przybyła do mnie z mojej kieszeni. 

WRAP UP

- "Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno" - Kirsty Moseley,
- "Opowieści z Narnii. Srebrne Krzesło" - C. S. Lewis,
- "Ugly Love" - Colleen Hoover,
- "Grimm City. Wilk!" - Jakub Ćwiek,
- "Opowieści z Narnii. Koń i jego chłopiec" - C. S. Lewis,
- "Szukając Kopciuszka" - Colleen Hoover (ebook).

TBR 

Nie chcę planować, że przeczytam nie wiadomo ile książek, bo obiecują sobie tyle, a i tak potem nic z tego nie wychodzi. W tym miesiącu na pewno jednak przeczytam "Drugą rundę" (już zaczęłam). Chciałabym również przeczytać "Panią Noc" i "Złodziejkę książek" oraz coś lekkiego i krótkiego, czyli "Siostrzeńca Czarodzieja". Mam nadzieję, ż tym razem uda mi sie spełnić wszystko! ;D 



Znajdziecie mnie też tu:
- instagram : addictedtobooks9 , 
- snapchat : funofbooks , 
- lubimyczytac : Natalie_Bane ,


A Wy ile przeczytaliście w tym miesiącu książek i co zamierzacie przeczytać w kolejnym? Piszcie mi w komentarzu! :D Zaczytanego miesiąca książkoholicy!


Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.