Data premiery: 2016-10-12
Ilość stron: 512
Tłumaczenie: Małgorzata Hesko-KołodzińskaIlość stron: 512
Rainbow Rowell jest dość kontrowersyjną autorką. Niektórzy są jej
zdecydowanymi zwolennikami, a inni wręcz przeciwnie. Ja zawsze bardzo ją
ceniłam, zaczęłam swoją przygodę z jej twórczością od „Fangirl”, która bardzo
mi się podobała. Kolejne książki tej autorki też zrobiły na mnie dobre
wrażenie. Powieść, o której chcę dziś powiedzieć jest historią Simona Snowa,
czyli postaci, która jest wykreowana w książce „Fangirl”. Rowell postanowiła
opowiedzieć jego historię i tchnąć w nią życie, tak właśnie powstało „Nie
poddawaj się”.
Simon Snow zaczyna ostatni rok nauki w Szkole Czarodziejów w Watford.
Sam nie potrafi nadal poprawnie wypowiadać zaklęć i posługiwać się różdżką.
Często kiedy nie kontroluje swoich emocji zdarza mu się wybuchnąć, a przy tym coś
niechcący podpalić. Jednak będzie musiał nauczyć się panować nad swoją potęgą,
aby zmierzyć się z groźnym Szaroburem, który zatruwa świat magii. Oprócz tego
zrywa z nim jego dziewczyna, a on czuje, że jego największy wróg Baz coś knuje.
Wojna wisi na włosku, a Simon musi zapanować nad zaistniałą sytuacją.
Bardzo podobała mi się „Fangirl”, z której tak naprawdę powstała owa
pozycja. Niestety o niej nie mogę powiedzieć tego samego. Ta książka była po prostu
średnia. Naprawdę bardzo, bardzo, bardzo średnia. Czytało mi się ją bardzo
wolno i wkurzali mnie wszyscy bohaterowie oprócz Penny. Simon był prawdziwym
niezdarą i pesymistą. Ciągle użalał się nad sobą, że albo Agatha go nie chce
lub, że Baz coś knuje i tak praktycznie na okrągło. Według mnie był bardzo
bezbarwną postacią. Sam Baz nie był też szczególnie interesujący. Typowy emo
wampir, który nienawidzi całego świata, więc udaje rozkapryszonego dzieciaka.
Agatha była całkowitą porażką. Jeszcze nigdy tak bardzo nie byłam zniesmaczona
zachowaniem jakiejś dziewczyny. Niestety nie mogę przytoczyć argumentów bez spojlerów.
Co do fabuły, do mniej więcej końca książki nic się nie działo, dwa ostatnie
rozdziały były maksymalnie nasączone akcją, zaś reszta to było użalanie się
Simona, że jest beznadziejny i użalanie się Baza, że Simon jest beznadziejny. Penny
była jedynym dobrem tej powieści, ponieważ kiedy przychodziło do jej myśli
zawsze znajdowaliśmy tam jakąś konstruktywną i inteligentną uwagę i zawsze
potrafiła zaciekawić. Największym minusem tej powieści była przewidywalność,
domyśliłam się zakończenia zaraz na początku książki. Kiedy zobaczyłam jakie
narracje czasami zostawały dodane i z rozmów bohaterów dodałam dwa do dwóch i w
kilka sekund, wiedziałam kto jest tym „złym”. Ponadto uważam, że szczegóły tego
jak do tego wszystkiego doszło nie są bardzo ciekawe. Aby nie zostawić recenzji
z samymi wadami wspomnę oczywiście o plusach. Pierwszym z nich jest na pewno
to, że książka jest lekka i zupełnie niepotrzebującą, aby się na niej skupić.
Mogłam spokojnie wyłączyć moje myśli i podenerwować się na bohaterów zamiast
martwić się najbliższym sprawdzianem. Co do kolejnej zalety, to uważam, że ta
powieść jest wspaniałą gratką dla fanów „Fangirl”, a zwłaszcza Simona i tych,
którzy czują niedosyt po tylko wspominaniu go w tamtej powieści. Dla mnie
książka była średnia, ale nie była gniotem, niewypałem, mnie jednak w ogóle nie
przypadła do gustu.
Ocena: 4/10
Myślenie o tym, czego nie można mieć ani zmienić, boli.
Dziękuję Wydawnictwu HarperCollins za danie mi możliwości
przeczytania tej powieści! :)