[52] Recenzja "Księgi snów" Niny George [PRZEDPREMIEROWA]

3 | dodaj
Tytuł oryginalny: "Das Traumbuch”
Autor: Nina George
Wydawca: Otwarte
Data premiery: 2017-02-01
Ilość stron: 432
Tłumaczenie: Mateusz Borowski








  Kiedy zaproponowano mi zrecenzowanie powieści Niny George byłam trochę niepewna. Z jednej strony blogerzy wypowiadali się o niej dość przychylnie, a z drugiej moja mama po przeczytaniu „Księżyca nad Bretanią” nie była w pełni usatysfakcjonowana. Byłam bardzo ciekawa jej twórczości, zwłaszcza, że jest niemiecką pisarką. Czytałam już powieści niemieckich pisarek i zawsze pozytywnie mnie zaskakiwały, dlatego jeszcze bardziej chciałam się zapoznać z tą historią. W rzeczywistości potrzebowałam też oderwania od młodzieżówek oraz fantastyki, brakowało mi trochę takiej poważnej, wręcz psychologicznej literatury. Mam nadzieję, że po mojej recenzji sięgniecie po „Księgę snów”.
  Henri jest byłym reporterem wojennym. W swoim życiu najbardziej wystrzega się miłości i stateczności. Wszystko się zmienia kiedy ratuje tonącą dziewczynkę. W jednej chwili jest bohaterem, w drugiej zapada w śpiączkę. Eddie to redaktorka w wydawnictwie zajmującym się książkami o tematyce fantastyczno-naukowej. Była mocno związana z Henrim, teraz dowiaduje się, że to ona odpowiada za to czy dać mu umrzeć czy pomóc. Sam jest synem Henriego, który nigdy nie poznał ojca. To nad wiek inteligentny chłopiec z rzadką zdolnością określaną mianem synestezji. To znaczy, że potrafi za mocą kolorów określać liczby i dźwięki. Oprócz tego lepiej niż przeciętny człowiek widzi emocje. Chciał tylko poznać ojca… Sen i jawa zacierają się tak jak ścieżki głównych bohaterów, czy każde z nich dostanie kolejną szansę?



  Po przeczytaniu tej książki jestem rozdarta zakończeniem. Z jednej strony wdzięczna autorce, a z drugiej wściekła na nią. Jednak zacznijmy od początku. Wydarzenia powieści rozgrywają się w Anglii, jednak zawieszeni czytelnicy pomiędzy snem, a prawdą wędrujemy od Sudanu, poprzez Francję. Autorka posługuje się bardzo pięknym i plastycznym językiem. Jej słowa po prostu płyną jak morze. Kiedy akcja się zagęszcza można sobie wyobrazić sztorm, kiedy jest chwila niepokoju woda ma taflę nienaturalnie gładką. Wszystkie te opisy pozwalają czytelnikowi na przeniesienie się do określonego miejsca oraz zjednoczenie się z bohaterem i przeżywanie wzajemne jego emocji. W pewnym momencie sami nie rozróżniamy czy to rzeczywistość, urojenia czy podświadomość. Każdy z bohaterów opowiada nam swoją historię. Sami zaś stają się niezwykle prawdziwi. Osobiście urzekła mnie postać małego Sama. Było dla mnie to tak nieprawdopodobne oraz tak możliwe, że zwykły trzynastolatek doświadcza i rozumie wszystkie te sytuację dziejące się naokoło. Nigdy nie był bardzo dziecinny, jednak śpiączka jego ojca sprawiła, że momentalnie wydoroślał. Jako synestetyk każda osoba, każde uczucie jest dla niego otwarte. Jego myśli i spostrzeżenia są bardzo bystre i dojrzałe. Zna wartość rzeczy, dlatego sprawnie segreguje nową sytuację. Każdy z bohaterów wnosi coś innego i każdy jest wart takiej samej uwagi. Książka pokazuje nam drogę przez życie, śpiączkę, utratę świadomości, śmierć kliniczną i właściwą z wielu perspektyw. Między innymi mamy szeroki obraz jak postrzegają to lekarzy, którzy swoje założenia opierają na logicznej całości i spójnym równaniom. Sam nie potrzebuje respiratora, ani innych urządzeń, aby wiedzieć czy jego ojciec odzyskał świadomość czy nie. Wreszcie sam Henri pokazuje nam ścieżki, które przechodzi podczas śpiączki. Nie wiemy czy to co się dzieje w jego głowie, czy to wyobraźnia, sen czy podświadomość. Coś co rzuciło mi się w oczy to opis współżycia miedzy bohaterami. Ma to bezpośredni związek ze stylem pisania autorki, ponieważ nie jest to rzeczowe potraktowanie seksu, a wręcz uwydatnienie jego artyzmu i wdzięku. Książka ta pomimo ciężkiego tematu znakomicie trafia do czytelnika i pozwala mu spojrzeć na swoje problemy, które czasem błahe niepotrzebnie zabierają nam wiele z życia, którym powinniśmy się jak najbardziej cieszyć. Mam nadzieję, że zachęciłam Was choć w najmniejszym stopniu do zapoznania się z tą powieścią, ponieważ mnie bardzo poruszyła.
Ocena: 9/10  

Morze to po francusku la mer, rzeczownik rodzaju żeńskiego. Jest tak nieobliczalne jak wszystkie kobiety.

Dziękuję Wydawnictwu Otwarte za danie mi możliwości przeczytania tej powieści! :) 




[51] Recenzja "P.S. I like you" Kasie West

5 | dodaj
Tytuł oryginalny: "P.S. I Like You”
Autor: Kasie West
Wydawca: Feeria young
Data premiery: 2017-01-11
Ilość stron: 392
Tłumaczenie: Jarosław Irzykowski








  Ostatnia książka Kasie West bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła i ze zniecierpliwieniem czekałam, aż wydawnictwo postanowi wydać kolejną jej powieść. Co prawda celowałam w „The distance between us”, ale tej też byłam bardzo ciekawa, zwłaszcza ze względu na oryginalny pomysł na fabułę. Pierwszy raz miałam przyjemność spotkać się z czymś takim w książce. Miałam nadzieję, że autorka rozwinie to we właściwym kierunku i nie zawiodłam się.
  Lily należy do zwariowanej rodziny. Mając dwójkę młodszego rodzeństwa i starszą siostrę, często może cierpieć na syndrom „środkowego dziecka”. Jej pasją jest muzyka. Gra na gitarze i pisze piosenki, słucha alternatywnej muzyki i sama szyje sobie ciuchy. Totalnie niezrozumiała dla niej chemia jest utrapieniem, kiedy nie może zapisywać pomysłów na nowe kawałki w zeszycie. Napisała tylko jeden wers na ławce. Na drugi dzień dostała odpowiedź. Tak zaczęła się jej ławkowa korespondencja z tajemniczym wielbicielem tej samej kapeli. W pewnym momencie temat muzyki schodzi na rzecz rodziny, akceptacji i problemów. Czy Lily będzie chciała się dowiedzieć kto jest jej bratnią duszą?



  Niby prosty pomysł. Oryginalny, ale prosty, bo i co mogłoby nas tu zaskoczyć. Jednak właśnie to, że nie jesteśmy zaskoczeni tym kto jest tą „tajemniczą osobą” jest magnesem tej książki. Na początku nie jesteśmy pewni, potem dowiadujemy się prawdy i zgadza się. Jednak nadal jest to skomplikowane i ciągnie nas do dalszego czytania. Zadajemy sobie pytania „jak?”, „dlaczego?”, „kiedy?”. Styl Kasie West jest lekki i przystępny. Autorka sprawnie operuje slangiem młodzieżowym, dzięki temu książka staje się ciekawsza i na pewno dotrze w tych czasach do większej ilości osób. Pomimo wyraźnego zarysu tematu miłości, mamy tu tak samo wątek przyjaźni i rodziny. Właśnie to lubię w książkach Kasie West. Nie skupia się tylko na tym, aby czytelnik po zapoznaniu się z tą powieścią stwierdził, że była dobra i ją odłożył, zapomniał o niej. Ona chce, aby gdzieś tam w naszym umyśle zapaliła się lampka, która może nie od razu skłoni nas do wielkiej refleksji, ale sprawi, że nasze myśli pójdą w tym kierunku. Kolejnym plusem jest doskonale wyważony humor, który nie jest ani dziecinny, ani obsceniczny. Autorka operuje sarkazmem i docinkami w bardzo dobrym stopniu. Książka, więc podczas czytania bawi. Główna bohaterka jest bardzo inteligentna, ma duszę artystki. pisze piosenki, rysuje i gra na gitarze. Korzyścią tej książki był na pewno fakt, że mnie nie denerwowała. Wyraźnie odznaczał się u niej aspekt rodzinny na pierwszym miejscu, czemu jestem bardzo za. Ta książka jest pełna pozytywnych emocji, pełna ciepła rodzinnego i pełna miłości. Szczególnie polecam tę książkę osobom, które przepadają za młodzieżówkami oraz tym, które lubią, tak jak ja, między fantastyką robić sobie taką odskocznię.
Ocena: 8/10

-Starałam się nie jęczeć.-Zdaje się, że robisz dużo rzeczy, których starasz się nie robić. Może powinnaś przestać się starać.

Dziękuję Wydawnictwu Feeria Young za danie mi możliwości przeczytania tej powieści! :) 




Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.