[64] Recenzja "Czerwieni rubinu" Kerstin Gier

0 | dodaj
Tytuł oryginalny: "Rubinrot”
Autor: Kerstin Gier
Wydawca: Media Rodzina
Data premiery: 2017-05-24
Ilość stron: 344
Tłumaczenie: Agata Janiszewska








  Jak wiadomo osławiona Trylogia Czasu była przez wiele lat trudno lub wcale niedostępna. Nieliczne egzemplarze, które można było spotkać kosztowałyby nas całe nasze roczne oszczędności, dlatego z wielką radością przyjęłam fakt, że wydawnictwo Media Rodzina postanowiło ponownie wprowadzić tę trylogię do druku. Moje koleżanki od kilku lat wierciły mi dziurę w brzuchu, że koniecznie muszę przeczytać te książki, a ja jak wiadomo, zamiast pożyczać preferuję swoje własne egzemplarze. Na szczęście w moim posiadaniu jest już pierwszy tom z czego jestem bardzo zadowolona. Tutaj chciałabym przedstawić Wam moją opinię na temat rozpoczęcia opowieści o Gwendolyn, zapraszam!
  Gwen w porównaniu do swojej zwariowanej rodziny jest dość normalna. No, na tyle normalna, na ile można określić tak kogoś widzącego duchy. Oprócz tego chodzi do dość zwyczajnego liceum i nie wyróżnia się na tle innych. W odróżnieniu od jej kuzynki Charlotty, która w mniemaniu jej ciotki, babci oraz nauczyciela jest idealna pod każdym względem, a oprócz tego stworzona do wielkich rzeczy. Nawiasem mówiąc rodzina Gwen posiada gen podróży w czasie. Objawia się on co kilka pokoleń i teoretycznie to Charlotta go ma, jednak los przekazuje go głównej bohaterce. Dziewczyna zostaje wprowadzona do tajnej organizacji i dostaje swoje pierwsze zadanie.


  Chyba największą zaletą tej książki jest fakt, że wciąga nas od pierwszej strony. Myślę, że po pierwsze trzeba nagrodzić wspaniały styl pisarki, który jest lekki i bardzo przyjemnie się dzięki niemu czyta. Drugim czynnikiem zaś jest motyw tajemnicy. Na samym początku mamy prolog z perspektywy kogoś innego niż Gwendolyn, nie mamy pojęcia kto to jest, ani jaką rolę odgrywa. Oprócz tego całość podróży w czasie i tego co się z tym wiąże też jest wielką niewiadomą. Gier powoli wdraża nas w świat podróżników. Nie skaczemy więc na głęboką wodę. Gwen wie o tym najważniejsze informacje, ponieważ jest w rodzinie, jednak całość poznaje dopiero, kiedy sama przeżywa swoją pierwszą podróż. Główna bohaterka jest postacią, którą da się polubić, co jest wielkim plusem, ponieważ nie męczę się podczas poznawania jej myśli. Ostatnio miałam pecha trafiać na postacie żeńskie pełne infantylnych poglądów i bardzo źle czytało mi się takie książki. Ponadto Gwen nie jest osobą ograniczoną, myśli logicznie i potrafi oddzielić kłamstwo od prawdy. Nie pozwala sobie na całkowite zaufanie pierwszym lepszym ludziom, a woli poznać historię każdego i sama ocenić komu uwierzyć. Wielką sympatią darzę też przyjaciółkę Gwen, czyli Leslie, która jest osobą pełną wiary i poczucia humoru. Nie raz zaskakiwała mnie też jej bystrość. W powieści Kerstin Gier bohaterowie nie są płascy, a trójwymiarowi. Ciekawym zabiegiem w książce było rozpoczynanie rozdziałów. Stronę przed nimi zawsze znajdował się jakiś cytat z Williama Shakespeare’a, zapiski z kronik Strażników lub różne symbole mające znaczenie w całej powieści. Wadą tej historii jest fakt, że domyśliłam się rąbka tej tajemnicy. Może był to specjalny zabieg, a może autorka nieumiejętnie uchylała sekrety, jednak zawsze lubię ten moment zaskoczenia, którego tu nie było. Reasumując bardzo polecam tę książkę, jest ona świetnie rozpoczynającym się tomem trylogii, a opowieść o Gwendolyn dosłownie się połyka.
Ocena: 8/10
 
Wiem, że istnieją rzeczy na niebie i ziemi, których nie potrafimy sobie wytłumaczyć. Ale być może nadajemy tym rzeczom zbyt wielkie znaczenie, zajmując się nimi tak mocno.

Dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina za danie mi możliwości przeczytania tej powieści! :)  




[63] Recenzja "Nic do stracenia. Wreszcie wolni" Kirsty Moseley

0 | dodaj
Tytuł oryginalny: "Nothing Left to Lose”
Autor: Kirsty Moseley
Wydawca: HarperCollins
Data premiery: 2017-05-24
Ilość stron: 336
Tłumaczenie: Krzysztof Obłucki








  Szukając tej książki po angielsku okazało się, że jest ona wydana całościowo w jednym tomie, zaś u nas w dwóch. Osobiście wolałabym, żeby wydawnictwo postąpiło tak jak za granicą, ale nie narzekam, bo już na szczęście mam tę „duologię” u siebie i mogę się nią cieszyć. Poprzednia część, jak wiecie, podobała mi się i liczyłam na cudowne zakończenie. Zapraszam do mojej opinii, gdzie postaram się Was przekonać do sięgnięcia po te książki.
  Anna i Ashton żyją w napięciu czekając na proces dawnego prześladowcy dziewczyny, Cartera. Ojciec głównej bohaterki zdobywa kolejny szczebel kariery, a Anna już dłużej nie będzie mogła ukrywać swojej pozycji. Teraz światła fleszy będą dla niej codziennością. Ashton będzie musiał walczyć tu nie tylko o miłość, ale i o życie.



  „Nic do stracenia. Początek” zauroczył mnie. Książka była lekka, cukierkowa, ale nie mdła. W tej części zaczyna być nieco mroczniej, bo o ile w poprzednim tomie Carter był tylko wspomnieniem w tej zaczyna nabierać kolorów i kształtów. Zbliża się jego proces, ale też dostajemy pewną dawkę koszmaru Anny podczas niewoli. Fabuła książki znów się przemieszcza, więc możemy wspólnie podróżować z bohaterami widząc nowe miejsca. Same postacie nie tracą swojej perfekcji. Ashton i Anna są po prostu nienaturalni. Bardzo ich oboje polubiłam, ale trudno ich odnieść do realnych ludzi. Zdaje się jakby nie posiadali wad. Było to momentami irytujące, ale cała książka jak najbardziej mi się podobała. Nauczyłam się już jak czytać powieści Kirsty Moseley. Nie należy mieć żadnych oczekiwań. Zacząć czytać cokolwiek od niej bez żadnej wyrobionej opinii. Ot zwykłe romansidło. Dzięki temu naprawdę dobrze bawiłam się podczas czytania tej lektury. Oprócz tego jest ona niesamowicie zabawna. Nie jest to tak inteligentny humor, jak na przykład podczas czytania „Lata koloru wiśni”, mimo to naprawdę często parskałam śmiechem pod nosem. Polecam tę „duologię”, gwarantuję, że spędzicie z nią miły i przyjemny wieczór. Jest to powieść na tyle urocza, że zmiękną przy niej Wam serca.
Ocena: 7/10

Większość ludzi mówi, że miłość to coś najcudowniejszego na świecie, a ja zgodziłabym się z nimi tylko do pewnego stopnia, bo nie wtedy, gdy wszystkie myśli skupiają się na jej utracie lub gdy dzieje się coś potwornego, co sprawia, że serce pęka na tysiące kawałków. Tak, stan zakochania bardziej mnie przerażał niż satysfakcjonował.

Dziękuję Wydawnictwu HarperCollins za danie mi możliwości przeczytania tej powieści! :)  




Created by Agata for WioskaSzablonów. Technologia blogger.